(Felieton ten nie powinni czytać Panowie przed 40-tką bo i tak nie zrozumieją, ani Panowie po 50-tce bo i tak to wszystko wiedzą. Pań to generalnie nie dotyczy, chyba że mają to nieszczęście, że żyją w domu z Panem między 40-tką a 50-tką, to mogą przeczytać mój tekst w celach edukacyjnych. )
Rozpoczął się Wielki Post i dobrze nam zrobi oderwać się od geopolityki i wyborów prezydenckich, a zająć się sprawami naprawdę ważnymi, czyli takimi, które dotyczą nas niezależnie od naszych poglądów politycznych i stanowisk światopoglądowych.
Kryzys wieku średniego zwany też męską menopauzą. No cóż, dobiwszy do magicznej liczby 44, coraz częściej słyszę uwagi na ten temat od osób postronnych. Czy coś takiego istnieje? Bo np. żyłem przez wiele lat w Azji i tam dzieci nigdy nie słyszały o „problemach okresu dojrzewania” i w związku z tym ich nie mają. Żyją sobie spokojnie i szczęśliwie, gdy tymczasem ich rówieśnicy w Europie męczą się niemiłosiernie próbując sprostać wymaganiom dotyczącym „buntu wobec świata dorosłych” stawianym im przez „Girl” i inne tzw. młodzieżowe czasopisma.
Więc czymże by był ten kryzys wieku średniego? Dla mnie najbliższabędzie taka diagnoza: Patrzę do tyłu i wydaje mi się, że nic nie zrobiłem. Patrzę do przodu i boje się, że już nic nie zdążę zrobić. Następują też bardziej obiektywne zmiany: a to rośnie brzuch, ciało wiotczeje, gdzieś w okolicach 3 piętra sapiemy na schodach …. Dosyć bolesne jest to, że zauważamy wokół siebie coraz więcej młodszych panów. Depczą nam po piętach i czujemy ich miarowy oddech tuż za naszymi plecami. Mobilizujemy sie, żeby biec szybciej, ale coraz mocniej odczuwamy, że ten wyścig jest oszukiwaniem samych siebie. Zbladłem, kiedy kilka lat temu sympatyczna studentka ustąpiła mi miejsca w autobusie, akurat wtedy, gdy oceniałem jej walory. Przerażony pomyślałem: Czyżbym przypominał jej własnego dziadka? Ze strachem obejrzałem się dookoła, lecz na szczęście nikt nie zauważył mojej kompromitacji. Patrzymy na swoje dotychczasowe osiągnięcia i nasz dorobek życia wydaje się być kupą nikomu niepotrzebnych rupieci. Wydaje się, że z jakiś niepojętych powodów, nie zrobiliśmy tego, do czego byliśmy powołani. Czas przeleciał nam między palcami, jak woda z topniejącego śniegu w rękach głównego bohatera „Iluminacji” Zanussiego. Z rosnącym niepokojem odkrywamy, że przed nami czasu już tak mało, tak samo i sił, i inwencji, że marne są szanse, abyśmy dorzucili jakiś sensowny przedmiot do tych rupieci.
Co robimy? Niektórzy dalsi znajomi wymieniają małżonkę na młodszy model. Krok radykalny, ale niewątpliwie dający chwilę wytchnienia – solidna kuracja odmładzająca. Warto obejrzeć do bólu szczery w tym temacie meksykański film Amoresperros („Miłość w trzech odsłonach”) – opowiadający historię trzech mężczyzn na trzech etapach życia. Środkowy pan ewidentnie na etapie kryzysu wieku średniego. Zamienia swą niezbyt atrakcyjną małżonkę po dwóch ciążach na modelką z pierwszych stron błyszczących czasopism. Co było dalej? Nie lubię opowiadać filmu, bo jak wiadomo dobry film jest nie do opowiedzenia. Obejrzyjcie sami. Podobną historię w sosie komediowym stworzył dla nas Woody Allen w filmie „Mężowie i żony”. Zresztą sam Woody Allen próbował tej metody odmładzania we własnym życiu. Następny sposób to zmiana pracy lub zakładanie nowej firmy. Może też być adrenalina –szalone podróżowanie lub zapisanie się na kurs spadochronowy. Można też sięgnąć po alkohol.
Patrząc na to zjawisko spokojniej zrozumiałem jedną rzecz: otóż na koniec w wędrówce mojego życia zauważyłem mojego najwierniejszego towarzysza – Czas. Zawsze był ze mną, lecz gdy byłem młodszy z przodu była nieskończoność, a z tyłu krótka chwila, więc nie zwracałem na niego uwagi. Teraz z tyłu widzą już całkiem długi filmik, a z przodu bardzo określoną ilość czasu, którą można z pewnym przybliżeniem zmierzyć. Towarzysz Czas idzie obok mnie nieubłaganie, bez zdenerwowania. Przyśpieszę, a on tak samo spokojny obok mnie podąża spacerowym krokiem.
Pewien mój znajomy powiedział mi niedawno, że współczesny świat wymyślił odpowiedź na wszystko, pigułki na wszelkie problemy. Jest tylko jedna rzecz, wobec której media są wyraźnie zażenowane i niezdarnie wspominają ją półgębkiem. Ta jedna rzecz nijak nie wpisuje się w konstrukcję naszego postępowego świata ciągle przełamującego kolejne bariery. To nasza Siostra Śmierć Cielesna. Kryzys wieku średniego jest właśnie takim bardzo osobistym popatrzeniem Jej w twarz. Czas jest Jej wiernym towarzyszem, a właściwie współpracownikiem. Oczywiście możemy to milczące spotkanie odsuwać w przyszłość wymienionymi wyżej i jeszcze innymi sposobami, ale cierpliwość i zwycięski spokój tej Siostry naprawdę robią wrażenie.
Co robić? Otóż są chyba takie pytania w życiu, na które każdy nas musi odpowiedzieć samodzielnie.
Jako materiał wspomagający dwa krótkie, niezwykle tajemnicze i zarazem jak myślę pobudzające teksty:
„Po czym Pan Bóg rzekł: «Oto człowiek stał się taki jak My: zna dobro i zło; niechaj teraz nie wyciągnie przypadkiem ręki, aby zerwać owoc także z drzewa życia, zjeść go i żyć na wieki». Dlatego Pan Bóg wydalił go z ogrodu Eden, aby uprawiał tę ziemię, z której został wzięty. Wygnawszy zaś człowieka, Bóg postawił przed ogrodem Eden cherubów i połyskujące ostrze miecza, aby strzec drogi do drzewa życia.”Księga Rodzaju 3, 22-24
I jeszcze św. Franciszek z Asyżu (Hymn do Słońca):
„Pochwalony bądź, Panie mój, przez siostrę naszą śmierć cielesną, której żaden człowiek żywy uniknąć nie może. Biada tym, którzy umierają w grzechach śmiertelnych; Błogosławieni ci, których śmierć zastanie w Twej najświętszej woli...”
Komentarze