Narodziła się nam w Europie taka nowa świecka tradycja, że w okolicach Bożego Narodzenia różnego rodzaju autorytety idąc po śladach Heroda Wielkiego urządzają ataki na żłóbek betlejemski. W tym roku zasłynął we Włoszech dyrektor jednej ze szkół w Mediolanie, który postanowił, że maluchy nie będą przy żłóbku śpiewać kolęd, a to po to, by uszanować uczucia religijne muzułmanów. Jak zwykle w takich okolicznościach muzułmańscy rodzice nie mieli nic przeciwko szopce, co więcej mówili, że żyją w kraju chrześcijańskim, więc nie dziwi ich, że na co dzień spotykają się z różnymi wyrazami chrześcijańskiej kultury. Dyrektor, który miał tyle wyczucia wobec uczuć muzułmanów, a zero wobec chrześcijan podał się w końcu do dymisji. Niestety do tego chóru dołączył też biskupów z Padwy, który w kontekście szopki, powiedział, że w związku z napięciem na linii z muzułmanami trzeba by może jakieś nasze zwyczaje zmienić. Bogu dzięki wierni przywołali hierarchę do porządku.
Tymczasem bardziej zmasowany atak na żłóbek nastąpił jak zwykle we Francji. Otóż Stowarzyszenie Merów Francji po styczniowych zamachach postanowiło zająć się głębiej przejawami religii w życiu publicznym. Dokument pt. „Vademecum Laickości” został opublikowany niedługo po ostatnich zamachach. Zgodnie z logiką arystotelesowską francuscy burmistrzowie doszli do wniosku, że ponieważ zamachy organizowali muzułmanie, więc należy za to ukarać … chrześcijan. Pozornie nie ma w tym logiki, ale kiedy weźmiemy pod uwagę to, że dokument przygotowali członkowie różnych lóż masońskich, to wszystko się wyjaśnia, bo przecież od masońskiego deizmu bliżej do Allaha niż do Trójcy Świętej. Poza tym kiedy Francja wejdzie do Światowego Kalifatu, to masoni mogą mieć nadzieję, że wyznawcy Mahometa będą im pamiętać dawne zasługi. Biorąc pod uwagę marny stan chrześcijaństwa we Francji zachowanie masonów, czyli kopanie leżącego, można by nazwać niezbyt dżentelmeńskim, ale nie czepiajmy się drobnostek, gdy chodzi o rzeczy zasadnicze.
Co więc proponują francuscy merowie? Większą kontrolę szkół katolickich, mniej motywów chrześcijańskich podczas oficjalnych koncertów i uroczystości, ograniczyć pielgrzymki, procesje, święcenie budynków, a nawet „chrzty” statków (tu akurat producenci szampana mogli by zaprotestować, bo przecież nie mogą cierpieć z tego powodu, że merom słowo „chrzest” źle się kojarzy). No i oczywiście należy zakazać stawianie szopek na placach, w szkołach i urzędach.
Zastanawiam się zawsze dlaczego właśnie żłóbek betlejemski budzi tyle agresji? Przecież niemowlę na sianku wśród wołków i osiołków, z biednymi pasterzami i ubogimi rodzicami raczej powinno wzbudzać sympatię? Tak też reagują na szopkę małe dzieci, które nawet nie zawsze rozumieją o co w całej szopce chodzi. W Europejczyku szopka powinna też budzić miłe skojarzenia z własnym dzieciństwem. Gdzie szukać odpowiedzi? Myślę, że są dwie. Jedna nasza ludzka, przyziemna. Otóż wielu ludzi ma nienajlepsze wspomnienia z dzieciństwa, bolesne doświadczenie własnej rodziny i złe relacje z rodzicami. Obraz szczęśliwej rodziny, rodzinna atmosfera budzi więc odruch odrzucenia, wątpienia i negacji. Drugi powód jest bardziej teologiczny. Szatan poniósł klęskę we Wcieleniu Boga. Tajemnica Wcielenia budzi u niego nieracjonalne ataki nienawiści i agresji. Szopka będąca aż nazbyt jasnym przypomnieniem Wcielenia musi więc u ojca kłamstwa budzić zdecydowany sprzeciw.
Właśnie byłem w Lecce na południu Włoch: ulice, witryny i kościoły zawalone szopkami. Całe jarmarki, gdzie można kupić figurki, wołki, domki i osiołki, aby własną szopkę zbudować. Protestów masonów i muzułmanów nie zaobserwowałem. Jak na razie wszystko na miejscu. Drogim Czytelnikom Salonu24 życzę radosnych Świąt Bożego Narodzenia i dużo czasu wolnego, aby razem z rodziną i dziećmi odwiedzać jak najwięcej szopek. Jak najwięcej i póki jeszcze można.