Kolejny raz, kolejny papież pojechał do kraju muzułmańskiego. Franciszek wykorzystał jeszcze raz okazję, by pokazać muzułmanom, że można żyć w przyjaźni:
“Dobre relacje i dialog między zwierzchnikami religijnymi mają bowiem duże znaczenie. Stanowią one jasne przesłanie skierowane do poszczególnych wspólnot, by wyrazić, że wzajemny szacunek i przyjaźń są, pomimo różnic, możliwe. Taka przyjaźń, będąc wartością samą w sobie, nabiera szczególnego znaczenia i jeszcze większej wagi w czasach kryzysów – w czasie takim, jak nasz – kryzysów, które w niektórych obszarach świata stają się prawdziwymi dramatami całych narodów.”
To słowa, które wygłosił w Urzędzie ds. Religii (Diyanet) w Ankarze, gdzie przywitał go szef tego urzędu i najwyższy zwierzchnik tureckich muzułmanów Mehmet Görmez. To ważne, że Franciszek spotkał się z Mehmet Görmezem – miejmy nadzieję, że zauważą to choć niektórzy muzułmanie i coś z tego zrozumieją.
Tuż przed samą wizytą Franciszka w Turcji, Mehmet Görmez oświadczył, że „między islamem i chrześcijaństwem nie może być dialogu międzyreligijnego, w tym sensie jak to rozumie Watykan. Możemy rozmawiać o problemach moralnych świata, jednakże nadawanie papieskiej wizycie charakteru, który wykracza poza relacje czysto ludzie oddala nas od siebie”. I koniec, i kropka. Mówi to najwyższy autorytet islamu w kraju, który jest państwem świeckim, kraju gdzie islam w porównaniu z większością krajów arabskich jest stosunkowo „liberalny” i nie ma szczególnych aspiracji do „ewangelizowania” wyznawców innych religii. Mehmet Görmez to jeden z niewielu muzułmańskich liderów, który stanął w obronie chrześcijan i ich prawa do posiadania kościołów w państwach muzułmańskich. A co powiedzą na ten temat imamowie Arabii Saudyjskiej, Egiptu czy Maroka? Lepiej nie pytać, bo nasz dialog z nimi i bez tego łatwy nie jest. W dialogu trzeba być bardzo wrażliwym na to, co myśli i czuje druga strona. Jeśli muzułmanie nie chcą tego dialogu na płaszczyźnie religijnej, to nie trzeba się im pchać w objęcia, bo to jest niesmaczne i skutek będzie odwrotny od zamierzonego. Oni mają prawo do tego, żeby im się takie idee nie podobały. Nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu. I jest to problem wielu naszych dialogów – nie tylko z muzułmanami.
Marzy mi się Europejski Synod Biskupów o islamie. Żeby biskupi zastanowili się jak to jest możliwe, że europejskie dziewczęta, które tracą cnotę w wieku 15 lat, kilka lub kilkanaście lat później ubierają się w parandże i odmawiają pięć razy dziennie namaz, a zupełnie ich nie pociągają sympozja i konferencje organizowane przez katolickie parafie? Zostają trzecią żoną Araba, który ledwie może się wysłowić w jakimkolwiek europejskim języku i traktuje je jak ruchomy inwentarz. Jak to możliwe, że młodzi europejczycy, którzy nie mają motywacji do zachowywania choćby jednego chrześcijańskiego przykazania, gotowi są ryzykować życie dla jakiegoś ISIS w Iraku? Na takim synodzie biskupi mieliby czas spokojnie poczytać Koran i zastanowić się co robić z religią, której świętymi tekstami można usprawiedliwić najgorsze barbarzyństwo?
Boję się jednak szerzej wyjść z ideą synodu o islamie, bo znając życie zaraz zaproszą jakiś speców od dialogu, jakiegoś „otwartego” imama, którego z własnego meczetu dawno wygnali, wydrapią gdzieś z kątów dyżurnych liberalnych intelektualistów islamskich, których nawet nie tylko żaden muzułmanin nie słucha, ale nawet własna żona. Kiedy zabieramy się do dialogu trzeba rozważyć z kim rozmawiamy. Nie ma szczególnego sensu np. rozmawiać z przedstawicielami tzw. liberalnego islamu, bo są oni na tyle reprezentatywni dla islamu, jak redaktorzy Arki Noego z Gazety Wyborczej dla polskiego katolicyzmu. Więc obawiam się, że moja idea synodu o islamie skończy się na tym, że musimy się bliżej poznać, zaakceptować, no i dialogować, dialogować...
Będąc w Kirgizji musiałem kiedyś obcokrajowcom pokazać meczet, i tak znaleźliśmy się w głównym meczecie Biszkeku. Kiedy staliśmy u wejścia i rozglądaliśmy się na wszystkie strony podszedł do nas starszy Tatar w białej tybetejce na głowie:
„Salom alejkum. Bardzo Was przepraszam, jeśli was czymś urażę, ale muszę wam powiedzieć, że nie ma Boga prócz Allaha, a Mahomet jest jego prorokiem. Musiałem wam to powiedzieć, żebym z waszego powodu nie miał winy na sądzie ostatecznym. Jeszcze raz bardzo przepraszam.”
Nasz przełożony Ojciec Aleksander zapewnił go, że nie czujemy się obrażeni, i że jeśli sumienie mu mówiło, że powinien nam to powiedzieć, to dobrze zrobił i Bóg mu tego nie zapomni.
Na synodzie o islamie byłoby dobrze zastanowić się jak nieść do naszych europejskich muzułmanów Ewangelię? Wydaje mi się, że to wstyd dla nas katolików, że tak lekko zgodziliśmy się na to, iż wszystko co mamy do ofiarowania muzułmanom to dialog i tolerancja. Pan Jezus nie powiedział nam, żebyśmy szli na cały świat i dialogowali, tylko żebyśmy głosili Ewangelię wszelkiemu stworzeniu. Oby na sądzie ostatecznym Jezus nie dawał nam za przykład tatarskiego staruszka z Biszkeku.