Niedawno po 20 latach powróciłem z Rosji na Ojczyzny łono (choć konkretnie jest to łono europejskie, a nie polskie) i ze wszystkich stron słyszę pytanie: Czy będzie wojna? Dla Europejczyka i Polaka wojna była do tej pory sprawą związana z mass-mediami oraz dotyczyła krajów dalekich i egzotycznych. Obecnie stała się czymś o wiele bardziej realnym niż kilka migawek z telewizji.
Choć żyłem tyle lat na terytorium byłego ZSRR, to jednak nie jestem w stanie udzielić na to pytanie jednoznacznej odpowiedzi i chyba nie może tego zrobić nikt inny, włączając w to prezydenta Putina. Z drugiej strony patrząc na zmiany, które zaszły za ostatnie 15 lat w Rosji, stan świadomości społeczeństwa rosyjskiego i cele jakie stawia przed sobą Putin, możliwości wybuchu wojny wykluczyć nie można. Po wyprowadzeniu Rosji z totalnego kryzysu lat 90-tych celem Putina jest podporządkowanie na różny sposób krajów powstałych na gruzach byłego Związku Radzieckiego, a także o ile to jest możliwe, przyłączenie regionów zamieszkałych przez Rosjan. W stosunku do Europy zapewne chodzi o to, żeby była na trwale związana z ekonomiką Rosji, a przez to bardziej uległa wobec jej ambicji politycznych. Jak daleko w realizacji tych celów posunie się Putin? – trudne pytanie. Niewątpliwie wojna nie jest dla niego celem samym w sobie, ale równocześnie jest on przywódcą gotowym podjąć taką decyzję (wojna w Czeczenii, Południowa Osetia) i tysiące zabitych po obu stronach konfliktu na wschodniej Ukrainie, wydaję się być dla niego złem koniecznym i nieuniknionym. Putin tańczy na linie i nikt nie może gwarantować, czy zdoła ona kontrolować sytuację i ograniczyć wojnę do lokalnego konfliktu. Wojna ma swoją logikę, która może wymknąć się spod kontroli tego, kto ją rozpoczął. Więc wojna jest możliwa, choć trudno dziś powiedzieć gdzie i kiedy może się rozpocząć, a także jaki będzie miała charakter (nie zapominajmy, że Rosja jest mocarstwem posiadającym broń atomową). Niewątpliwie Rosjanie mają opracowane różne scenariusze na przyszłość, co widać po przykładzie Krymu, ale na razie można się uspokajać tym, że armia rosyjska potrzebuje jeszcze czasu by się dozbroić, ponieważ posiada jeszcze zbyt mało nowoczesnych czołgów i samolotów by móc straszyć Europę. Losy Imperium, a także odpowiedź na pytanie: Czy wojna będzie, czy nie? - w dużej mierze, zależą od cen ropy i gazu, czy Europa dalej będzie rosyjskiego gazu zależna, a także od tego jak szybko Putin się zestarzeje.
W odróżnieniu od Europejczyków wielu Rosjan podchodzi do możliwości wojny spokojnie. Co więcej musimy pamiętać, że większość separatystów to ochotnicy z Rosji. Zresztą niejeden z moich znajomych Rosjan mówiło mi, że jest gotowy pojechać do Donbasu i walczyć przeciw ukraińskim faszystom i banderowcom. Oznacza to, że wielu Rosjan jest gotowych ryzykować swoim życiem dla ojczyzny lub rodaków (pomijamy tu oczywiście fakt czy mają oni rację, czy nie). W związku z tym pojawia się pytanie, czy w Europie znajdzie się dosyć chętnych by umierać za wolność? Bo nawet najnowocześniejsze czołgi i samoloty, bez tych którzy siedzą w środku, są kupą złomu. Przypomina się mi tu przypadek żołnierza brytyjskiego z Afganistanu, który pozwał rząd jej Królewskiej Mości do sądu, ponieważ uważał, że został oszukany, gdyż w jego kontrakcie możliwość śmierci nie była uwzględniona. Wielu z nas jest przekonanych, że życie jest wartością najwyższą (chodzi oczywiście o własne). Kościół bynajmniej tak nie uczy. Według chrześcijaństwa cenniejszym od własnego życia może być wiara, prawda, nie wspominając już o życiu innych, którzy znajdują się w niebezpieczeństwie. Wydaje mi się, że obecnie w Europie coraz bardziej celem życia jest przeżywanie przyjemności. Oczywiście są one różne, dla jednych to jedzenie, dla innych podróże, jeszcze dla innych bieganie z psem lub wykrywaczką po lesie. Dla takiego człowieka życie jest warunkiem niezbędnym dla przeżywania przyjemności. Nie ma życia, więc nie ma przyjemności. W związku z tym ryzykowanie życiem dla czegokolwiek jest absurdem.
Z jakiego powody mężczyzna jest gotów chwycić za karabin i narazić swoje życie na niebezpieczeństwo? Sądzę, że jednym z głównych powodów jest pragnienie obrony swojej rodziny, domu, dzieci i żony. I tu w Europie mamy kolejny problem: Czy samotny mężczyzna, broniący się rękami i nogami przed założeniem rodziny gotów jest na takie ryzyko? Partnerka jest dziś jedna, jutro może być druga, więc taki związek może być niewystarczającą motywacją do pójścia na front. W wypadku gejów, też mam wątpliwości czy chwycą za broń – u nich fluktuacja partnerów jest jeszcze większa. Tak więc jest bardzo możliwe, że w Europie gdzie jest coraz więcej starzejących się singli, będziemy mieli mało kandydatów do ubierania mundurów.
Putin ma dość jasny pogląd na temat Europy: po prostu uważa, że jest ona słaba duchowo i moralnie. Używa i będzie używał metody kija i marchewki. Chcecie podróżować i kupować nowe telewizory i samochody? Proszę bardzo - tylko nie mieszajcie się do tego, co będę robił w Europie Wschodniej oraz kupujcie nasz gaz i wtedy wszystko będzie w porządku. Po co Putin ma strzelać, jeśli wystarczy na kilka godzin zakręcić kran z gazem i już cała Europa będzie leżeć przed Rosją plackiem … Kto we Francji lub w Niemczech zechce walczyć o Kijów lub Dyneburg? Przecież w wypadku śmierci bilety na safari w Tanzanii się zmarnują, a nowy BMW będzie stał bezużytecznie w garażu.
W Europie mamy jeden front na wschodzie, ale też drugi wewnętrzny, na zachodzie i co do niego powstają podobne pytania. „Jesteście rzymianami, ale czy wasze racje są na tyle silne, by zdołały ustrzec Bazylikę św. Piotra przed losem bazyliki HagiaSophia? Jesteście Włochami, ale czy potraficie się bić o Boską Komedię, a może się jej wstydzicie, skoro Dante odważył się umieścić Mahometa w ósmym kręgu piekła?” – pytał niedawno w Rzymie Fabrice Hadjadj, żyd, francuski filozof i dramaturg, kilkanaście lat temu bohater głośnego nawrócenia na katolicyzm, a dziś członek Papieskiej Rady ds. Laikatu. Wielkim echem odbiła się nad Tybrem jego wystąpienie na forum konferencji o Zachodzie po styczniowych zamachach w Paryżu. Hadjadj przypomina, że paryscy zamachowcy to obywatele francuscy, doskonale zintegrowani, żaden wypadek przy pracy, lecz prawdziwi synowie dzisiejszej Republiki, w pełni świadomi nicości i pustki, jaką oferuje młodemu człowiekowi Francja. Dlatego właśnie wybrali podporządkowanie się islamizmowi. Francuski filozof podkreśla, że młody człowiek potrzebuje nie tylko motywacji do życia, na przykład w postaci konsumpcji czy rozrywki, ale także motywacji do oddania życia i przekazywania życia. Poświęcenie i prokreacja są ze sobą ściśle powiązane. Słabość duchowa odbija się na demografii. Płodność zawsze jest sprawdzianem faktycznej nadziei. W islamie poród to kobieca forma dżihadu. Więcej dzieci rodzą kobiety w burkach niż w spódniczkach mini.
Fabrice Hadjadj przyznaje, że patrząc na duchowy i demograficzny kryzys Zachodu można się spodziewać, że to właśnie islam, uproszczona forma monoteizmu będzie dialektycznym końcem techno-liberalnej Europy, która wyrzekła się swych korzeni. Jako konwertyta podkreśla jednak na koniec, że jedynym ratunkiem dla naszej cywilizacji, dla osiągnięć Oświecenia, jest przyjęcie Światłości wieków, światłości Słowa i Boga wcielonego, która nie przygniata człowieka, lecz go przyjmuje z jego wolnością i słabościami. W tym też kontekście pada finałowe pytanie o gotowość do obrony Bazyliki św. Piotra i Dantego. (RV)