Jeden z internautów krytykując mój ostatni felieton o UE przeprowadził analogię między Panią Premier a posłem Władysławem Sicińskim, który swoim liberum veto na sejmie w 1652 uniemożliwił podjęcie ważnych uchwał mających na celu reformę państwa. Podobnie teraz miałaby Pani Premier zrobić nie popierając wniosków na zakończenie szczytu w Brukseli. Trochę się nad tą analogią zastanowiłem i zaraz mi przyszło do głowy, że zachowanie Pani Premier raczej przypomina Tadeusz Reytana na sejmie rozbiorowym w 1773 roku, który to przy wykorzystaniu tejże zasady liberum veto próbował przeszkodzić zatwierdzeniu traktatu rozbiorowego. W końcu mówiąc „po moim trupie” położył się w drzwiach tak, że posłowie wychodząc po nim iść musieli. Na całe szczęście Pani Premier jako prawdziwa dama się nigdzie nie położyła, szczególnie, że sprawa nie dotyczyła Polski w sposób tak dramatyczny jak uchwała zatwierdzająca I rozbiór. Analogia z Reytanem wydaje mi się jednak bliższa, bo w końcu w Brukseli wnioski mimo sprzeciwu Pani Szydło przyjęto. Siciński zaś w 1652 kierował się zaś interesem własnym lub Janusza Radziwiłła, o co raczej przy nawet bardzo złej woli Panią Premier trudno podejrzewać. Zaś podczas sejmu rozbiorowego o wszystkim decydowali ambasadorzy zaborców, czyli zagranica. W tą analogię ładnie się wpisuje wypowiedź Francois Hollande, który miał powiedzieć "wy macie zasady, my mamy fundusze strukturalne". Jak wiadomo ambasadorowie zaborców też pieniędzy nie żałowali. Jakich analogii do wydarzeń roku 1652 i 1773 można się tutaj doszukać w stosunku do powtórnie wybranego szefa KE, niech się każdy sam pogłowi.
W każdym razie i śmiesznie i strasznie jednocześnie – jak mówią Rosjanie. W końcu nie o Polskę w tym wszystkim chodziło, tylko o wybory w Niemczech. Nad Europą czuje się polityczny huragan (w kontekście nadciągających wyborów), który ma swoje źródło w fantastycznej idei zaproszenia do Europy dzikich emigrantów. Pani Kanclerz to wymyśliła i przy milczeniu całej UE przeprowadziła. Teraz Herr Schulz depcze jej po piętach. Obydwoje nie mają żadnej idei, co z tym emigranckim pasztetem zrobić? Obydwoje czarują dobrodusznych burgerów, że sprawę załatwią przy pomocy mitycznej relokacji. Każde z dwojga stara się przekonać wyborców, że lepiej i szybciej tą relokację przeprowadzi. Nowy-stary przewodniczący ma być prawdopodobnie wunderwaffe Frau Angeli w batalii relokacyjnej. Wszyscy razem wiedzą oczywiście, że żadnej relokacji nie będzie, bo przecież muzułmańscy chłopcy nie będą tacy potulni przy ładowaniu do wagonów jadących do Polski, jak żydzi jadący do Auschwitz. Tak więc zachowajmy trochę dystansu i poczucia humoru: ani tu posła Reytana ani Sicińskiego. Między rozpaczą a zdradą jest jeszcze sporo miejsca na inne emocje.