We Francji rocznie umiera 800 księży, a święci się 100.
Luksemburg przygotowuje się do rozdziału Kościoła od państwa. Trzykrotnie zmniejszą się rządowe dotacje do Kościoła, a w szkołach zamiast religii katolickiej dzieci będą się uczyć „Wychowania do wartości”. Nastąpi to najprawdopodobniej za pół roku, po rozpisanym w tej sprawie referendum. Aby sprostać nowej sytuacji, Kościół katolicki szykuje się do drastycznej redukcji liczby parafii: z 274 pozostanie zaledwie 30. Nie jest jasne, co stanie się z „osieroconymi” kościołami i kaplicami. W całym Luksemburgu jest ich około 500.
W Holandii w diecezji Utrechtu w nadchodzącym ćwierćwieczu przewiduje się, że z używanych obecnie 300 kościołów pozostanie tylko 20.
Kościół katolicki w Danii od przyszłego roku przejdzie gruntowną reformę strukturalną. Spowodowane jest przede wszystkim sekularyzacją społeczeństwa, niepłaceniem podatku kościelnego przez wiernych, liczebnym kurczeniem się zgromadzeń zakonnych i przejmowaniem ich dzieł przez diecezję, a także dużym rozproszeniem wiernych i małymi parafiami. Zmiany ogłoszone w ostatnim czasie obejmują przejście ze struktury 47 parafii na 27 samowystarczalnych ośrodków pastoralnych obsługujących wiele kościołów, z kilkoma księżmi mieszkającymi wspólnie. Zostaną także wystawione na sprzedaż budynki i lokale kościelne.
Rzuca się w oczy to, że kurczenie Kościoła przede wszystkim dotyczy krajów, które zaraz po ostatnim Soborze rozpoczęły różne nierozważne reformy i eksperymenty. Jednak i w Polsce w 1980 r. 51% ludzi chodziło co niedzielę do kościoła, w latach 90tych 43-47%, a dzisiaj 39 % - tendencja jest jasna.
Oczywiście może nas to trwożyć, ale zwróćmy uwagę, że jest to powrót do pewnej normalności. W czasach rzymskich, w okresach kiedy nie było prześladowań, ocenia się, że chrześcijanie w niektórych częściach imperium liczyli maksimum 5-10% ludności. Dopiero gdy nastąpiło uznanie chrześcijaństwa za religię państwową w krótkim czasie wszyscy się ochrzcili. Ochrzczenie całej ludności nigdy nie oznaczało, że wszyscy zostali ludźmi wierzącymi. Wielu przyjmowało Kościół i jego nauczanie jako religię, a nie wiarę.
Sam Jezus w Ewangelii ma jasną wizję, że Kościół nie będzie masowym, tylko małą grupą wierzących: „Nie bój się, mała trzódko, gdyż spodobało się Ojcu waszemu dać wam królestwo” (Mt 12, 32). Ta trzódka jest mała, pogardzana, zepchnięta na margines, prześladowana przez większość, ale zarazem ma być światłem: „Niech świeci wasze światło przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie”(Mt 5, 16). Nie mamy być całym światem, ale światłem, które ten świat oświeca: „Wy jesteście światłem świata”. Nie mamy być całą ziemią, ale solą, która nadaje smak całej ziemie: „Wy jesteście solą dla ziemi.”
Jezus stawia na jakość, a nie ilość, i to powinno nas cieszyć, a nie smucić. Od czasu Soboru Watykańskiego II trwa nieustannie „przeformatowywanie” Kościoła i dzieje się to na różnych poziomach. Przede wszystkim Kościół przestaje być instytucją klerykalną, organizacją zależną całkowicie od księży i zakonników. W Kościele coraz większą rolę grają świeccy. To oni coraz bardziej decydują o obliczu Kościoła. I nie chodzi tutaj o grupę wyizolowanych intelektualistów, jak to np. w Polsce było z środowiskiem Tygodnika Powszechnego, lecz o tysiące różnych ruchów i organizacji skupiających miliony katolików na całym świecie. To oni decydują o duchowej odnowie Kościoła po ostatnim Soborze. Są największą siłą napędową odnowy parafii, ewangelizacji, obrony życia. Oczywiście to jest elita, która nie obejmuje całego społeczeństwa Europy, ale tak ma właśnie być. Nie chodzi przecież teraz o to, by chrzcić całe narody jak to było w średniowieczu lub w czasach podbojów Ameryki i Azji. Obecnie Kościół jest budowany z cegieł, z których każda to jeden człowiek, która uznaje Jezusa za Pana swojego życia.